Lazurowe Wybrzeże 2019: wizjonerscy celebryci i niechlujni nudziarze w Le Cannet
O istnieniu Muzeum Bonnarda dowiedziałam się z plakatów porozwieszanych w całym Le Cannet. Cannet sąsiaduje ze słynnym Cannes, ale nie leży nad morzem, dlatego jest mało pożądanym punktem wycieczkowym na mapie Riwiery Francuskiej. A tu proszę, wystawa z takimi nazwiskami, że aż przetarłam oczy ze zdumienia: Monet, Renoir, Modigliani, Matisse, Degas, Picasso, Braque, Kisling… i to jeszcze nie wszyscy, wymieniam z pamięci!
Pierre'a Bonnarda nie znałam i dopiero przy okazji wycieczki do muzeum jego imienia zajrzałam do Wikipedii, żeby nieco nadrobić braki. Malował w duchu impresjonizmu i postimpresjonizmu, najchętniej akty, wnętrza i pejzaże, i przez 25 lat był mocno związany z Le Cannet. Muzeum Bonnarda, które od lat kolekcjonuje obrazy i zdjęcia autorstwa Bonnarda w ukochanej miejscowości Bonnarda, ma więc sens. Otwarte w 2011 roku, zadziwia nowoczesnością, obszernymi zbiorami i... wypożyczeniami, takimi jak to, które miałam okazję oglądać.
Auguste Renoir, Enfant tenant une orange (Portrait d'Edmond Renoir Jr.), 1889 r., Collection Nahmad. Mało znane dzieło Renoira. Ciekawostka jest taka, że to nie obraz olejny, tylko rysunek pastelami. |
Wystawa pt. „De L’Impressionnisme À Bonnard Et Picasso” to 40 obrazów z okresu od końca XIX do pierwszej połowy XX wieku, które – jak twierdzą organizatorzy – bardzo rzadko są wystawiane razem. Mamy tu pełen przekrój impresjonistów: pre- post- i tych właściwych, ale nie zabrakło też bliższych memu serduszku kubistów czy fowistów. Motywem przewodnim ma być rodzicielstwo, ale część prac jest naprawdę luźno związana z tym tematem. Dzieła pochodzą z kolekcji Nahmadów i wrócą do właścicieli wraz z nastaniem przygnębiającej jesieni z łysymi drzewami.
Rodzina Nahmadów może się poszczycić jedną z największych i najbardziej imponujących prywatnych kolekcji sztuki na świecie. Monakijczycy pochodzenia syryjskiego, obecnie porozrzucani nieco po świecie od Londynu po Nowy Jork, od ponad dwudziestu lat zbierają znane obrazy i rzeźby, i tak sobie pozbierali, że wyszło tego kilka tysięcy. W kolekcji znajduje się m.in. 300 obrazów Picassa – no co, kto bogatemu zabroni? Najbardziej niemożliwy jest senior rodu, David Nahmad, którego majątek szacuje się na 1,8 mld dolarów. To jednak temat na oddzielny tekst. Ja chciałam tylko powiedzieć, że w skromnym, niepozornym Le Cannet na południu Francji do 3 listopada 2019 można nasycić wzrok wybranymi dziełami z kolekcji wspomnianej rodziny i że to, jakby nie patrzeć, dość niebywałe.
Postimpresjonista Henri de Toulouse-Lautrec i jego La Toilette: Madame Fabre (kobieta, która robi sobie paznokcie), 1891 r., Collection Nahmad |
W nowoczesnym budynku nieznanego nikomu muzeum, na trzech piętrach wiszą sobie, ot tak, dzieła tych wszystkich współczesnych art-gigantów. Nie ma tu jednak najbardziej znanych prac, co dla jednych może być wadą, a dla innych ogromną zaletą.
Przyznaję od razu: nie jestem wielką fanką impresjonizmu (w przeciwieństwie do mojego męża, który – co niezmiennie mnie zaskakuje – bardzo lubi ten styl i odnajduje w nim radość). Wiadomo, że Monet dawał radę i przyjemnie pobyć wśród jego błogich ciapków (kilka obrazów znalazło się również na tej wystawie), ale nigdy nie zabiegałam o towarzystwo Moneta i jego naśladowców, więc do psychofanów tego gatunku raczej nigdy nie będzie można mnie zaliczyć. Co innego postimpresjonizm – banda cwaniaków, którzy postanowili trochę sobie jeszcze postemplować płótno na impresjonistyczną modłę, a jednocześnie oficjalnie przeciwstawili się temu gatunkowi, dodali koloru, symbolizmu i uwolnili się ze sztywnych ram, dzięki czemu wyszło z tego coś naprawdę interesującego. Obalaniem artystycznego porządku końca XIX wieku zajmował się m.in. Henri de Toulouse-Lautrec. Na obrazie powyżej namalował kobietę, która robi manikiur i bardzo przypomina mi moją koleżankę Anię :).
Przyznaję od razu: nie jestem wielką fanką impresjonizmu (w przeciwieństwie do mojego męża, który – co niezmiennie mnie zaskakuje – bardzo lubi ten styl i odnajduje w nim radość). Wiadomo, że Monet dawał radę i przyjemnie pobyć wśród jego błogich ciapków (kilka obrazów znalazło się również na tej wystawie), ale nigdy nie zabiegałam o towarzystwo Moneta i jego naśladowców, więc do psychofanów tego gatunku raczej nigdy nie będzie można mnie zaliczyć. Co innego postimpresjonizm – banda cwaniaków, którzy postanowili trochę sobie jeszcze postemplować płótno na impresjonistyczną modłę, a jednocześnie oficjalnie przeciwstawili się temu gatunkowi, dodali koloru, symbolizmu i uwolnili się ze sztywnych ram, dzięki czemu wyszło z tego coś naprawdę interesującego. Obalaniem artystycznego porządku końca XIX wieku zajmował się m.in. Henri de Toulouse-Lautrec. Na obrazie powyżej namalował kobietę, która robi manikiur i bardzo przypomina mi moją koleżankę Anię :).
Albert Marquet, Pont-Neuf sous la neige, 1910 r., Collection Nahmad |
Albert Marquet wydał mi się jakiś taki... niezdolny? Z bliska ten obraz nie wygląda dobrze. Fragmenty domalowywane w sposób niepłynny, widać brzydkie pociągnięcia pędzla na okrętkę i ogólnie zrobił na mnie na żywo jak najgorsze wrażenie. Z daleka całość zaczęła nabierać sensu – dobrze przekazał tę szczególną formę ponuractwa, która sprawia, że postanawiamy nie wychodzić z domu do wiosny i zakopujemy się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty. Niemniej daleko mi było do zachwytu. Po powrocie z Le Cannet zaczęłam jednak szperać w internecie i oglądać więcej Marqueta. Jak widać, czasem nawet nietrafiający w nasz gust obraz może pobudzić ciekawość i pozwolić odkryć coś interesującego. Obrazy Marqueta, stworzone w duchu postimpresjonizmu, w tym fowizmu, słyną z jasnej, pełnej światła kolorystyki... Niełatwo się tego domyślić po tym smutasie wiszącym u Bonnarda, prawda?
A propos niezdolnych: niezłe paskudztwo po lewej. Koślawa baba, którą mógłby namalować ośmiolatek. A to tylko jakiś włoski malarz Amedeo Modigliani, który stworzył ten wybitny portret po przekroczeniu trzydziestki. Modigliani, Modigliani... słyszał ktoś o nim? Niemożliwe, takie beztalencie nie mogło zrobić światowej kariery ;). Tak wyglądała École de Paris, czyli szkoła paryska – grupa twórców, głównie pochodzenia żydowskiego, którzy na początku XX wieku przybyli do Paryża, by tam chłonąć twórczą atmosferę pięknego miasta i malować / rysować / rzeźbić swoje powykrzywiane brzydactwa :). Do tego zacnego grona należeli też Marc Chagall (tego przynajmniej można by zatrudnić do ilustrowania bajek dla dzieci) i Mojżesz Kisling, którego portret kobiety w białej bluzce bardzo mi się podoba:
Mojżesz Kisling, Portrait de femme au corsage blanc, 1924 r., Collection Nahmad |
Kobieta Kislinga naprawdę czaruje na wystawie w Le Cannet i wyróżnia się pośród innych, rozmytych i nieco mdłych impresjonistycznych prac, a także zniekształconych dam, które poznaliście przed chwilą. Żywe kolory, wyraźnie pociągnięty kontur, a mimo to wciąż daleka od realizmu postać – nie mogłam oderwać od niej oczu. Obejrzyjcie więcej Kislinga – jego prace mają naprawdę niepowtarzalny klimat.
Pablo Picasso, Femme danse un fauteuil (Dora Maar), 1941, Collection Nahmad |
Proszę, proszę, a tu kto? Poznajecie? Toż to Dora Maar, kochanka wielkiego malarza – jako żywo, jak zwykle u Picassa! Pablo twierdził, że nie może malować jej w normalnym stanie, ale kiedy płacze, to go śmieszy i inspiruje. Tak powstał cykl obrazów z Dorą w roli głównej, która stała się symbolem cierpiącej Hiszpanii w czasie wojny domowej (w tym najsłynniejsza „Płacząca kobieta”). To tak w wielkim skrócie, nie mamy dziś czasu na pikantne szczegóły z życia wielkiego wizjonera i równie wielkiego dziwkarza, pana Pabla. No dobrze, to jeszcze powiem tylko jedną rzecz: wiecie, że pan Pablo przez lata oficjalnie był mężem rosyjskiej primabaleriny Olgi Khokhlovej, a jedynym gestem jego minimalnej przyzwoitości była separacja? Gdyby się rozwiódł, straciłby połowę majątku, dlatego prawnie odseparowany od żony i bezpiecznie chrapiący na swoich sztabkach złota, poczekał, aż żona spokojnie weźmie i sobie umrze. Picasso był niezłym kutafonem, zastanówcie się, zanim zaczniecie głosić powszechne uwielbienie wobec jego osoby!
Georges Braque, La caisse d'emballage, 1947 r., Collection Nahmad |
No i wreszcie coś dla mnie: dobry ziomek Picassa, Georges Braque, niezwykle interesujący malarz, który przeszedł po kolei przez impresjonizm, fowizm, postimpresjonizm w klimacie Cezanne'a, aż w końcu wraz z Picassem stworzył teorię kubizmu i wprowadził ją również do swojego malarstwa. Jego ulubionym zajęciem było rozkładanie przedmiotów na płaszczyźnie w taki sposób, żeby zniknęła ich forma przestrzenna i żeby odbiorca mógł sobie obejrzeć dany obiekt z każdej strony jednocześnie. Abstrakcyjnie urocze – szczególnie w przypadku portretów, które również wiszą w Le Cannet. Obraz, który widzicie powyżej, powstał po wojnie, czyli w okresie, kiedy Braque przestał już trzymać się sztywno wytyczonych danym stylem granic i płynął w swej sztuce tak, jak tylko miał na to ochotę. Nie sądzicie, że „La caisse d'emballage” nie byłby nawet w połowie tak ciekawy, gdyby zabrać mu te czarne, odwrócone do góry nogami litery? Czuję tu energię kolażowego chaosu! <3
Henri Matisse, Jeune femme assise en robe grise, czyli młoda kobieta w szarej sukience, 1942 r., Collection Nahmad |
Henri Matisse i znowu obraz, którego nie znam. On też, obok kobiety Kislinga, bardzo wyróżniał się odważnymi kolorami. Matisse jest uznawany za najważniejszego fowistę... wśród fowistów. Kontrast to jego drugie imię, a trzecie to kontur – dokładnie jak u tej młodej kobiety w szarej sukience. Stworzył naprawdę wyjątkowy styl, który bardzo lubię i nie rozumiem, czemu nie mam w domu jeszcze monografii Matisse'a. Mężu...? Niestety, w pewnym momencie naszego zdolnego malarza dopadł chamski nowotwór. Po operacji Matisse stał się osobą niepełnosprawną, jeździł na wózku, nie mógł już stać przy sztalugach, więc zabrał się za... papierowe kolaże. Sami rozumiecie, mam słabość do faceta.
Pierre Bonnard, Le Boulevard extérieur. Bulwar de Clichy i róg ulicy Douai, 1904 r., Collection Nahmad |
I tak sobie można spacerować pośród obrazów, które co prawda zostały namalowane w wąskim przedziale czasowym, ale za to w czasach tak ciekawych artystycznie, że aż trudno uwierzyć, że to wszystko mogło się wydarzyć w ciągu jednego życia i czasem wyjść spod ręki jednego malarza!
Żałuję, że podczas wystawy czasowej ze ścian Muzeum Bonnarda znika większość stałej ekspozycji, bo chętnie obejrzałabym więcej Bonnarda, który... całkiem mnie zainteresował. Lubię energię miasta, a miasto Bonnarda potrafi zaczarować.
Co to ja miałam na koniec? A. Jeśli planujecie wakacyjną wyprawę na Lazurowe Wybrzeże, wiecie, co robić. Niezmiennie polecam miksowanie plażingu, smażingu, czytania, bezmyślnych spacerów i konsumpcji owoców morza z chłonięciem sztuki, nad którą wreszcie jest czas się skupić. Kochane lato, bądźże łaskawe nieprędko się kończyć.
Żałuję, że podczas wystawy czasowej ze ścian Muzeum Bonnarda znika większość stałej ekspozycji, bo chętnie obejrzałabym więcej Bonnarda, który... całkiem mnie zainteresował. Lubię energię miasta, a miasto Bonnarda potrafi zaczarować.
Co to ja miałam na koniec? A. Jeśli planujecie wakacyjną wyprawę na Lazurowe Wybrzeże, wiecie, co robić. Niezmiennie polecam miksowanie plażingu, smażingu, czytania, bezmyślnych spacerów i konsumpcji owoców morza z chłonięciem sztuki, nad którą wreszcie jest czas się skupić. Kochane lato, bądźże łaskawe nieprędko się kończyć.
De l’Impressionnisme
À Bonnard Et Picasso. Collection Nahmad
Le Musée Bonnard, 16 Boulevard Sadi Carnot, Le Cannet
7 lipca – 3 listopada 2019
bilety: 7 € normalny, 5 € ulgowy, 14 € rodzinny (2 dorosłych + 2 dzieci)
Z innych francuskich art-przygód w sezonie 2019 polecam jeszcze wycieczkę do Monako i przybicie piątki Salvadorowi: Lazurowe Wybrzeże 2019: Salvador Dalí pozdrawia z Monako! oraz tekst o malarzach z Saint-Tropez, którzy robią lepsze landszafty niż wszyscy nasi landszafiści razem wzięci: Lazurowe Wybrzeże 2019: malarze z Saint-Tropez.
hm, czyżby twórcy świnki Peppy wzorowali się na panu Picasso?
OdpowiedzUsuńAaaaa, Kingo, coś w tym jest!!! :)))
UsuńTeraz to ci dopiero zazdroszczę! I to ze względu na impresjonizm, oczywiście :)) Panowie Modigliani, Kisling i spółka nie bardzo mnie interesują, ale Monet, Renoir, Degas... jak ja to malarstwo kocham! Te obrazy są takie cieple, takie piękne! Ta dziewczynka z pomarańczą... och! Jak ja bym sobie tam pochodziła... Dzięki za przybliżenie tej wystawy.
OdpowiedzUsuńPolecam się! :) I masz rację, w tych impresjonistycznych ciapkach jest bardzo dużo światła i ciepła. Zdecydowanie przyjemne dla oka.
Usuń